piątek, 3 kwietnia 2009

Puszek, okruszek


Wdech. Lud się rusza. Byłem dzisiaj w parku na codziennym spacerku- jakieś trzy kilometry marszem + dymek. Biegają niemal wszyscy. Starzy, młodzi, kobiety, dzieci, tylko psy stoją i nie mogą się nadziwić co też ich właściciele wyrabiaj. To już nie jest ot takie sobie bieganie. Stopery, pomiary tętna, wymachy, no wszystko jest. Ja sam czułem się trochę nieswojo, kiedy wyciągnąłem szluga i odpaliłem. W tym samym momencie rącza emerytka w skłonie mignęła koło mnie z niemałym oburzeniem rysującym się na jej naznaczonym życiem pyszczku. I tak sobie myślę, że w samym ruchu nie ma nic złego, ale z głową. Bo kiedy widzę potężne cielska podskakujące na asfaltowych ścieżkach to wiem, że bliżej im do lekarza z uszkodzeniami stawów i nadwyrężeniami wszystkiego co tylko możliwe niż mnie paląco - maszerującemu . Proponowałbym zacząć od chodzenia, potem można biegać. Wydech.