Zrobiłem to, wsiadłem w samochód i ruszyłem w jesień. Co to był za dzień – piękne słońce, kolorowe drzewa. Jednym słowem złota polska... A potem dostałem wezwanie od straży miejskiej – zaparkowałem samochód i nie zachowałem 1,5 m miejsca na chodniku dla pieszych. Sytuacja jest poważna, grozi mi mandat albo pouczenie – być może skierowanie na rozstrzelanie, oczywiście w rodzinnej atmosferze. Wezwanie jest o tyle dziwne, że zawsze parkuję samochód w tym miejscu – jak i reszta mieszkańców – dwoma kołami. W związku z tym musi chodzić o centymetry. Czyli np. zamiast 150 cm, zostawiłem 145 cm, albo o zgrozo tylko 140 cm. I żeby było jasne – nie mam problemu z tym przepisem, tylko może niech ktoś namaluje linie na chodnikach, inaczej będę musiał się zaopatrzyć w miarę. Wyobrażacie sobie kierowców wysiadających z samochodów z linijkami, monstrualnymi ekierkami, taśmami. Robiących obliczenia, uwzględniających błędy pomiaru – takie jak rozciągliwość taśmy, warunki pogodowe – w przypadku taśm stalowych, czy chociażby zachmurzenie, w przypadku mierników laserowych. Tak, ja to widzę. Obowiązek posiadania nie tylko trójkąta, kamizelki, gaśnicy, opcjonalnie apteczki – chwilowo nie ma obowiązku, ale także profesjonalnej taśmy pomiarowej, a może i teodolitu – czy to jest jakiś spisek geodetów? Wiem, wiem, najnowsze samochody mierzą nawet puls i podają środki uspakajające – w razie potrzeby. To ja poproszę!