To musiał być 86 rok, kiedy jako szczeniak leciałem prawym
skrzydłem i po podaniu kolegi przez pół
boiska – z tzw. "pierwszej" – władowałem gałę w lewe okno bramki, po czym
poleciałem jak długi na betonowe boisko, zdzierając, nie pierwszy zresztą raz,
ręce do łokci – pamiętam to
charakterystyczne pieczenie. Na szczęście ból ustępował po chwili i można było
haratać dalej – piękne czasy :D