piątek, 20 lipca 2012

Prometeusz...

We Wrocławiu "Nowe Horyzonty", a ja jak jakiś profan kina z wyższej półki, wybieram się na komercyjnego grzmota pt. „Prometeusz”. Film podobno nie jest najlepszy, ale mimo wszystko idę w nadziei, że doświadczę takiego dreszczyku emocji jak podczas pierwszego seansu „Alien” w nieistniejącym już krakowskim kinie „Związkowiec”. Pamiętam, że wtedy na sali, łącznie ze mną, były dwie osoby, droga do kina w deszczu i listopadowej mgle, w okienku widmowa pani bileterka – jednym słowem wszystkie elementy kiczowatego thrillera zostały mi ofiarowane przez naturę, a zwieńczeniem tych okoliczności był seans „Obcego,  ósmego pasażera Nostromo”. Oczywiście akcję filmu znałem z licznych opowieści starszych kolegów, którzy gdzieś, kiedyś, ten owiany legenda film obejrzeli, ale to co zobaczyłem, być może przez mój wiek (około 15 lat), przerosło moje wszelkie  oczekiwania. Szkoda, że kino już tak nie czaruje.